Jak ciężko żyć z Makiem i iPhonem?
Absurdalnie drogie, nie zawsze spełniające wszystkie standardy, nie zawsze zaspokajające potrzeby wszystkich. Nie, nie chodzi o usługi matrymonialne w Jastarni, a coś znacznie, znacznie mniej egzotycznego. Urządzenia Apple.
MacBook Air
Bryła była praktycznie nie zmieniona od 10 lat. Setki firm zdążyło już ją skopiować, a samo Apple porzuciło oryginalną idee. Ta idea była ‘banalnie’ prosta – stworzyć komputer ważący około kilograma z baterią, która przebije konkurencje na łeb i pozwoli na pracę cały dzień. Air nie był idealny, ekran nawet w ostatniej wersji, na której piszę ten tekst, ekhem, nie rozpieszcza. Udowodnił on jednak, że laptopy nie muszą być cegłami i mogą przynosić radość z ich korzystania.
Logo Apple spowszedniało na tyle, że już nawet babcia w warzywniaku ma nadgryzione jabłko. Te w ostatnim, „przed liftingowym” MacBooku Air świeci się. Jest to idealna przepustka do spożywania napojów kawowych w Starbucksie. Miałem poważne wątpliwości czy przejdzie ono w MacDonaldzie. Pani w kasie uspokoiła mnie i powiedziała
Trochę byłem przerażony bo kilka chwil później, przechodzący obok goście w bluzach Polski Walczącej niezbyt przychylnym okiem spoglądali na mnie klikającego na maczku… pijąc kawę w maczku. Dali sobie jednak spokój z docinkami.
macOS
Jest totalnie normalnie. Dopóki nie chcesz grać, a i tu nie do końca jest to prawdą – growo macOS radzi sobie zdecydowanie lepiej niż Linux. Jednak granie na tym systemie porównałbym do wyścigów rajdowych limuzynowym Royce Rolls’em – to nie zostało do tego stworzone.
Argument o wirusach coraz częściej upada. Dzisiaj poza szczególnymi przypadkami to my sami musimy sobie go wgrać – przeważnie za pośrednictwem jakiejś chytrej socjotechniki.
Spokój z systemem jest jednym z najtrafniejszych argumentów za przejściem na Maka. Nie wpierdziela się nam w paradę z aktualizacjami, tylko kulturalnie zapyta:
Windows w porównaniu do niego to taki typowy dres, on się nie pieści z użytkownikiem:
iPhone SE
Ucieczka w erę kompaktowych telefonów. Kształt który definiował Apple za czasów, kiedy to on był numerem jeden. Nowy iPhone za tysiąc złotych. No dobra, nie taki nowy, nie taki najlepszy. Jednak chyba najsłodsze urządzenie jakie kiedykolwiek miałem. W tej cenie już dawno ma godnych przeciwników z chin.
Przeciwnicy z Chin jednak pracują na systemie, który w porównaniu do iOS:
- Jawnie śledzi poruszanie się użytkowników, wykarmiając mapy Google
- W niejasny sposób pozwala na pracę aplikacjom w tle
- Aplikacje chcą uprawnień z dupy: czy pogodynka musi mieć dostęp do telefonu?
- Każe używać za wszelką cenę GMaila, Google Calendar, Chrome, Youtube itd zezwalający im na swobodną pracę w tle i nie pozwalając na ich usunięcie.
Dzwonek
Dajcie sobie z nim spokój. W Androidzie też musiałem szukać programu który pozwoli mi wstawić własną mp3. Zmieniłem go też na iPhonie – kiedyś opowiem bo to była historia pełna emocji, krwi, płaczu i żalu.
Jedyny problem jaki miałem z iPhonem SE, to konieczność jego schowania przy zakupie kawy w Starbucksie. Otrzymałem informację, że honorowane są osoby dopiero od iPhone 7 w górę. Na szczęście honorowane są również osoby z MacBookiem Air – jedynie ze względu na świecące jabłko. Uff, dupa uratowana.
Cała przygoda z Apple uświadomiła mi, że fakt że mało kto używa ich sprzętów, nie znaczy że ja nie powinienem. W cenie z urządzeniem masz święty spokój, że nic po kryjomu Twój sprzęt nie odwali. Nie narąbie się w trzy dupy, nie będzie wydzwaniał do Twojej ex. Nie będzie fałszował pod blokiem na mandolinie śpiewając ballady do swojej wybranki.