Dlaczego u licha wydałem 500 zł na słuchawki?

Zdrowo wykarmiony słuch jest u mnie na równi ze zdrowo wykarmionym żołądkiem. Muzyka, dobrze dostarczona daje pokłady rozkoszy i spełnienia zupełnie jak jedzenie. Słuch karmiony fast foodem może i dostaje, to co chce na chwile, ale zaraz odbija mu się to czkawką. Co się wydarzy jak do uszu dostarczymy nieco lepszego jedzenia? Przeniesiemy się do innego świata. Lepszego świata.

Marzec 2020 roku

Już wiedziałem że coś się święci. Mam coś z geeka i kupuje czasem sprzęt z zamysłem “aaaa najwyżej oddam”. Po coś dwa tygodnie na zwrot wymyślono, co nie? Problem polega na tym że i tak nigdy tego nie oddaje. Albo mam nosa do zakupów albo jestem pieprzonym chomikiem gadżetów. Kolejna wizyta w x-komie. Na ruszt idą Mi Wireless True Earphones. Doceniam magię Apple które rzekło światu: “Od dziś, będziecie oto wyjmować małe pchełki bez kabla z pudełeczka na których będziecie słuchać naszej muzyki z iTunes”. Świat powiedział “ok”, po czym każdy gigant technologiczny wypuścił swoje słuchawki TWS (To Wyciągnij z Superpudełka które ładuje małe pchełki).

Mam coś na bani ze słuchem. Odnajduje rytm w deszczu stukającym w parapet, odnajduje piosenkę śpiewającą przez skrzypiące od przeciągu drzwi. Może to coś przez moją muzyczną przeszłość w orkiestrze a może nie, diabli wiedzą. Po założeniu nowych pchełek moje uszy dostały pierdolca. Ileż tam słychać. Szczegółów moc. Za banknot z Zygmuntem I Starym (nie guglaj Kochanie, wyręczę Cie: to po prostu 200 zł). Tydzień później mieliśmy koronawirusowy lockdown i nic już nie było takie samo. Ani świat na zewnątrz ani świat wewnątrz… moich uszu. Łykałem swoje albumy na nowo jak szalony. Osoby z podwójną parą oczu załapią – “zobaczyłem” więcej.

Pół roku i 70 mln zł później

(przewalonych przez sami wiecie kogo), poszedłem o krok dalej. Karmiąc swego wewnętrznego geeka uznałem, że yolo – idę w słuchawki nauszne, może nie za pół wypłaty, ale półkę wyżej. W cenie, za którą większość wyborców *** oddało swoją godność kupiłem AudioTechnica ATH-SR50BT. Tam już nie było że “widziałem” obraz FullHD. Tam już było ostre 4K. Nawet w sumie obecny obraz był, może nie wykręcony chamsko jak w Photoshopie, ale naturalnie tak jak bym to widział na żywo.

Mózg podczas tak zupełnie nowej sytuacji sam nie wie co w takiej sytuacji robić. Patrzy “ło”, tego nie było w tle! Rozgląda się jak dziecko w sklepie z zabawkami. Tu delikatne pierdy basu. Tu talerze brzmią tak fenomenalnie! Zupełnie jakby spadły ze stołu w mojej kuchni! Odwaliło mi, zacząłem przesłuchiwać wszystko od góry do dołu przez cały weekend. Z przerwami coby nieco słuch odpoczął. Potem bez. Raz nawet zasnąłem.

Było to coś, o co mój słuch błagał mnie od lat. Karmiony wykwintnymi dźwiękami podczas koncertów (których w 2020 co kot napłakał), chciał mieć chociaż ich namiastkę na co dzień. Nie żebym miał coś do poprzednich słuchawek – wszystko jest kwestią tego, czy masz jakikolwiek inny punkt widzenia. Z punktu widzenia słuchawek za 500 zł, pchełki dołaczone do telefonu to nawet nie jest lizanie towaru przez szybę. To oglądanie obrazu tego, czego doświadczymy scrollując towar na Allegro. Pewnie doświadczę czego samego, kupując sprzęt za 4 i 10x więcej. Póki co, zatrzymam się i posłucham.