Jak odnaleźć swoje twórcze ja? Śpiewająco!
Taniec był (i nadal jest) moim jednym z największych nauczycieli życia. Pokazał, że nie ma sensu dusić w sobie emocji, bo prędzej czy później to ciśnienie sprawi, że eksplodujesz. Wrażliwość połączona z artystyczną duszą jest równie podatna na ten mechanizm. Zamknięta, będzie szukała wyjścia na świat i chociaż najmniejszego spełnienia. Wyszła na świat i je znalazła – w śpiewie.
Nie wyobrażałem i nadal nie wyobrażam sobie zwykłego szarego życia, gdzie po pracy jedynym marzeniem jest walnąć się na kanapie i wypić jakiegoś browara. Kultywowałem taki styl na urlopach, ale po 4-5 dniu zaczęło mnie to nudzić. Po prostu wtedy to było potrzebne obijanie się.
Po epizodzie w orkiestrze wiedziałem, że to nie koniec mojego muzykowania. Grom wiedział jeszcze jaką przyjmie dalszą formę, ale wiedziałem że jeszcze do niego wrócę. Po pierwszym związku przyszła pora na kolejne. Randkowałem z różnymi. Jedne groźne i szukające za wszelką cenę poklasku, inne typowe szare myszki z blokowiska. Jedne dawały silne intensywne emocje na chwilę, inne zaś trwałe uczucie na zawsze.
Śpiewać każdy może?
Tak było również z moim śpiewem. Splecenie chęci wyśpiewania emocji i zwalczenia tremy? Proszę bardzo! Większej zachęty nie potrzebowałem. Nie znałem żadnego nauczyciela śpiewu, ale znałem ktoś to ze sporą dozą prawdopodobieństwa może takowego znać. To bardzo fajne uczucie znać takie osoby. Chociaż w sumie gdybym nie znał, dwa kliknięcia później bym to sobie sam wyguglował – w sumie od gugla moja taneczna przygoda się zaczęła. Dwa mrugnięcia okiem (czyli jakieś dwa tygodnie) później zacząłem konsekwentnie odblokowywać się na swoich pierwszych występach na karaoke. Model tych imprez był mi znany, ale jeszcze dwa lata temu nie przeszło mi przez myśl, że sam sobie zamówię piosenkę, wyjdę sam na scene oraz usłyszę okrutne sprzężenie zwrotne swojego głosu z głośników.
Jednak nie ma rzeczy nie do zrobienia. Razem za mną poszła paczka moich znajomych, z różnych środowisk, o różnych charakterach. Jednak połączeni muzyką i dobrą zabawą konsekwentnie, praktycznie tydzień w tydzień spotykaliśmy się na karaoke aż do pojawienia się koronawirusowego lockdownu.
Szkółka gdzie się uczyłem śpiewów, znałem już z cyklicznych koncertów, gdzie uczniowie mogli się sprawdzić i pokazać. Zresztą już wcześniej w takowym wziąłem udział, tylko że grając na skrzypcach. Sprawy wymknęły się spod kontroli na tyle, że zaśpiewałem aż 3 piosenki. Był stres, ale po pierwszym występie wyprzedziła go adrenalina. Nie wiem jakim cudem nie zapomniałem tekstu, jeszcze przed występem nie pamiętałem jak się nazywam. Wyglądało na to, że praktyka z karaoke nie tyle co pod kątem technicznych a mentalnym dość przyzwoicie mnie przygotowała.
Kurpie Zielone
Dokładnie ta sama znajoma, która przekierowała mą chuć śpiewu do konkretnego nauczyciela, rzuciła mi kolejne wyzwanie pod nogi. „Szukają męskich głosów do zespołu, wpadnij może Ci się spodoba”. Zostałem pozostawiony na weekend z numerem telefonu do dyrygenta i myślą co z tą propozycją zrobić. W poniedziałek spytała mnie „Jak tam umówiłeś się?”. Prokastrynacja zrobiła swoje. Odłożyłem ten deal na półkę z napisem „może to zrobię”. Aneta, konsekwentnie przełożyła go na półkę „zrobię to natychmiast”. „Dobra to Cie sama umówię, kiedy masz czas?”. Jako że jestem wyjątkowo asertywny, nie protestowałem. Jak się okazało, ta asertywność zaprowadziła mnie w kolejne wyjątkowe miejsca.
Przyszedłem na przesłuchanie i po pozytywnej decyzji, jak się okazało Pani Kociej Profesor™ (kto wie ten wie), pozostałem członkiem grupy wokalnej ZPiT Kurpi Zielonych. Nasza przygoda po kilku próbach przeszła w stan wstrzymania – tak tak, przez wszędobylskiego koronawirusa. Trzy miesiące później pracowaliśmy już nad pierwszymi nagraniami, pierwszym podejściem pokazania się światu – wszak grupa wokalna w Kurpiach tematem była dość świeżym i dopiero rozwijającym skrzydła.
Początki w zespole
Pierwszy występ był swoistą niewiadomą, próbą całej grupy… Wokalny spacer po plantach w Białymstoku okazał się sukcesem. Podążał za nami niezły tłumek, ludzie robili sobie z nami zdjęcia. “O kurwa to się dzieje naprawdę” – sam gdzieś w trakcie tak wypaliłem, bo niedowierzałem. Moc pozytywnych emocji z tamtego dnia zapisała się naszych wspomnieniach. Szedłem na czele spaceru, więc było więcej niż pewne że popadną się foty z mną. “Marcin, bez durnych min, staraj się wyglądać normalnie, staraj się wyglądać normalnie”. Udało się, nawet chyba lepiej niż normalnie. Co należy oddać, Polskie Radio stanęło na wysokości zadania i poza transmisją live całego wydarzenia, zrobiło zacne foty z naszych występów.
Odtrąbiliśmy pierwszy sukces i nie zostało wówczas nic innego, jak pracować na kolejny. W międzyczasie pojawiły się nowe osoby w grupie, występy jak i ta myśl w mojej głowie, że moje twórcze ja zaczęło się powoli spełniać. Z kupą pozytywnej energii wchodzę w kolejny “sezon” twórczego życia.
Jak odnaleźć twórcze ja? Powtórzę się jak przy tekście z tańcem: Nie przestawaj szukać. Pozostaw otwarty umysł, daj się wyciągnąć w znajomym w nieznane. Zrób coś totalnie z dupy. Wychodząc naprzeciw nieznanemu możesz doświadczyć tylko więcej, nigdy mniej.
You must be logged in to post a comment.