Mój pierwszy taneczny festiwal
Po zaszczepieniu w sobie zajawki do danej tematyki naturalną rzeczą jest, że chcemy więcej. Spędzać z nią więcej czasu, układać coraz bardziej złożone klocki i z czasem dzielić się ze światem, tym co udało się stworzyć. Nie inaczej jest z tańcem. Niesamowitym potencjałem do dalszego rozwoju są taneczne festiwale z dziesiątkami godzin warsztatów. Na jednym z nich byłem po raz pierwszy i ja – Ełk Latin Festival. Nie był to wyłącznie mój debiut, samo wydarzenie również odbywało się po raz pierwszy, ale zacznijmy nietypowo… bo od początku.
W drogę!
Debiutujący Ełk Latin Festival przyniósł wprost dumpingowe ceny wejściówek. Były na tyle niskie, że tylko głupcy nie skorzystaliby z okazji wejścia na tak bogaty w naukę tańca weekend. Co więcej – jeśli ktoś oszczędności uczył się od samego Jarka Kuźniara, mógł wybrać darmową, ale nadal wartościową wersję warsztatów.
Dopięliśmy noclegowo-cateringowe formalności na ostatni guzik (Natalia – respect!) i wyruszyliśmy w niedaleką, bo stukilometrową podróż do Ełku – część konnymi powozami, część teleportem (Geralt nie wiedzieć czemu nie chciał z niego skorzystać), część na latających wierzchowcach. Zalogowaliśmy się do naszej bazy noclegowej i nie pozostało nic innego, jak udać się na warsztaty.
Let’s dance
Jak na grupę żółtodziobów, wiedzę przyswajaliśmy w przyzwoitym tempie. Przez całe trzy dni były do wyboru zarówno panele salsowe jak i te z bachaty. Skupiłem się przede wszystkimi tych pierwszych, ale znalazłem też chwilę aby nieco popróbować bachaty.
Moim konikiem okazał się styling z Erykiem Januszykiem – elementy z zajęć okazały się przyjemne we wdrażaniu, bardzo szybko zapadły mi w pamięć. “Prowadzenie i podążanie w casino” czyli lekcja Kuby Kowalczyka poruszyła ważny, aczkolwiek często i gęsto olewany temat komunikacji w tańcu. Ze względu na trudność i brak efektu “wow” jest ona olewana na zajęciach dla początkujących, co jest tylko krzywdą dla kursantów kiedy wejdą na wyższy poziom.
Ania Seruga i Jacek Ratuszyński zaproponowali nam salsaton (nie mylić z Salsation Fitness!), mieszankę salsy i reggaetonu. Zestaw ten, zwłaszcza przy bardziej reggeatonowych kawałkach dodaje fajnego smaczku do zwykłego casino. Taniec nie jest wówczas taki sztampowy, ma tego “kopa”.
Podstawowa bachata z Moniką Sęk i Danielem Rojewskim była na tyle przystępnie poprowadzona, że nikt nie miał problemów z ruszeniem z marszu. Rodowita Kubanka – Regla Hernandez poprowadziła mix zajęć: rumba, son, reggaeton, palo. Przytłaczająca porcja wiedzy, szkoda że rozłożona w tak krótkim czasie. Właśnie, żeby nie było tak różowo…
System error
Lekkie pretensje mogę mieć do własnego organizmu, który po parunastu godzinach tańca z rzędu po prostu odmawiał posłuszeństwa. Kiedy z przemęczenia siada koordynacja ruchowa, próbujesz, próbujesz… Zdajesz sobie sprawę że jest to do ogarnięcia, natomiast Twój umysł w najlepszym wypadku olałby to wszystko ciepłym moczem i wyjechał w Bieszczady odpocząć. Kilka zajęć po prostu sobie darowałem albo z góry albo w trakcie, bo po prostu dalsza nauka wykraczała poza wydolność mojego organizmu. Cóż dodać, nie od razu Rzym zbudowano, kondycja przyjdzie z czasem a póki co należy wyciskać 105 a nie 150% wydajności naszego ciała.
Po warsztatach przyszła kolej na wieczorne party. Piątkowa impreza o dość casualowych klimatach była ekhem… casualowa. Salsa z bachatą przeplatana disco polo nie była tym, czego większość oczekiwała. Rozumiem idee, która miała sprowadzić osoby spoza środowiska salsowego, mimo wszystko niesmak pozostał. Przez chwilę poczułem się jak na weselu, a w sumie nie na wesele przyjechałem do Ełku. Na szczęście po piątkowej imprezie przyszła sobotnia, która zmiażdżyła poprzedniczkę w drobny mak.
Sobota imieniny kota
Zaczęło się od wielkiej ruedy de casino prowadzonej przez różnych instruktorów. Tu tylko potwierdziło się że klimatów i pomysłów na tą zabawę jest dokładnie tyle, ilu samych prowadzących. Zróżnicowane komendy zapewniły wysoki poziom zamieszania w ruedzie, czyli spełniły jej podstawowy warunek. Następny w ‘grafiku’ był koncert Jose Torres & Havana Dreams. Muzyki na żywo mogę słuchać do oporu, toteż była to dla mnie sama radość usłyszeć (w sumie po raz drugi) prawdziwą kubańską kapelę.
Po koncercie na ring wskoczył Dj Tresorman, którego znaliśmy już z naszych imprez w Białymstoku – wiedzieliśmy, że będzie się działo. Tańcom i hulańcom praktycznie nie byłoby końca, gdyby nie deszcz, który ukrócił tą całą sielankę i zmusił wszystkich do powrotu na bazę.
Niedziela minęła nam w dalszym ciągu na warsztatach, wiodąc festiwal ku końcowi… Jednak to nie był koniec imprezowania, jako że uruchomiliśmy własne party na naszej bazie. Było to udane zwieńczenie całego eventu – najlepsi zawodnicy tańcowali do wschodu słońca.
Podsumowanie
Nasz pierwszy festiwal dla większości był swoistą wersją demonstracyjną, pokazującą jak daleko może zajść taneczna pasja. Moc i zorganizowanie naszej ekipy #StudiujSalsę# dodało temu wyjazdowi niesamowitego smaczku. Pomimo iż były to niesamowicie wyczerpujące 3 dni, po powrocie do domu czułem się jak po dobrych, kilku tygodniowych wakacjach – gotów na wyzwania szaro-burej codzienności.